23 czerwca 2013

Rozdział 3



            Głowa pulsowała z bólu, a wszystkie zmysły wyostrzyły się niebezpiecznie. Każdy ruch oraz szelest pościeli przyprawiał mnie o chęć nagłego poderwania się z łóżka i ucieczki jak najdalej. Na całe szczęście zdrowy rozsądek już nie spał uświadamiając mnie przy okazji, iż gwałtowny ruch podziała na moją niekorzyść. Nie dość, że głowa eksploduje, zawartość żołądka podejdzie do gardła, kolano zacznie pulsować z bólu dzięki naciągniętym szwom, to jeszcze powinnam liczyć się z utratą przyjemności.
Postanowiłam stopniowo przywrócić się rzeczywistości. Najpierw uchyliłam powieki, które były ociężałe i nie miały najmniejszego zamiaru się podnosić. Jasne światło poranka przedzierało się przez niezasłonięte żaluzje. Uniosłam dłoń, próbując chociaż trochę osłonić oczy od słońca. Jęknęłam cicho, kiedy wspomnienia minionej nocy powróciły. To nie było do mnie podobne. Nie dość, że zgodziłam się pójść do mieszkania zupełnie obcego mężczyzny, to jeszcze spędziłam z nim upojną noc. Próbowałam niczego nie żałować. Próbowałam jakoś siebie usprawiedliwiać, ale brakowało argumentów. W dodatku już dawno powinnam skontaktować się z Nelą. Musiała się o mnie martwić. Przy okazji prawie pewnym było, iż postawiła na nogi całe miasto. Zaklęłam, chowając głowę pod kołdrę. Zupełnie tak, jakby to miało mi pomóc uciec od – wiąż żywych – wspomnień.
Nozdrza wypełnił zapach mocnej, aromatycznej kawy. To mnie pobudziło do bardziej aktywnego działania. Zrzuciłam z siebie kołdrę. Po omacku odszukałam lekko przydużą koszulkę, która była własnością Pierra. Grunt, że zakrywała co trzeba. Palcami przeczesałam długie, brązowe włosy, które teraz były w opłakanym stanie. I na co mi to wszystko było? Mogłam jedynie żałować, próbując przy tym opanować rumieńce wstępujące na blade policzki.
            Opuściłam sypialnię, rozglądając się przy tym za swoimi ubraniami. Dość szybko przekonałam się, iż dotarcie do nich nie będzie wcale takie proste. Były w posiadaniu dumnego z siebie Francuza, który siedział przy kuchennym stole z kubkiem parującej kawy w dłoniach. Czy ten czarujący uśmiech nigdy nie znika z jego ust? Przewróciłam oczami zadowolona, że chociaż bokserki z koronkowym wykończeniem nie znalazły się w jego posiadaniu.
- Przygotowałem śniadanie, ale teraz to chyba przydałby się lunch – mruknął do siebie Pierre, chwilę później pociągając łyk kawy. Na nic zdało się moje błagalne spojrzenie. Wyglądało na to, iż po wspólnie spędzonej nocy nie jestem już mile widzianym gościem w tych czterech ścianach.
            Zerknęłam na zegarek, a krew odpłynęła z mojej twarzy. Dochodziła trzynasta co oznaczało, że za dwie i pół godziny powinnam stawić się na uczelni. Sesja wrześniowa była istnym koszmarem oraz moją ostatnią deską ratunku. Chociaż straciłam nadzieję, to jednak ostatni tydzień spędziłam na porządnym przygotowaniu się do egzaminu z gramatyki rosyjskiej. Skoro w dalszym ciągu stąpałam po Ziemi, to wypadało zjawić się na uczelni.
- Mogę prosić o swoje ubrania? – Zapytałam, ze zniecierpliwieniem wyciągając dłoń w stronę Francuza.
- No nie wiem…
            Droczyć mu się zachciało.
- Trochę się spieszę na uczelnię. Oddasz mi te ubrania, albo pożyczam twoją koszulkę i idę.
- Droga wolna.
            Zmrużyłam powieki, odwróciłam się na pięcie i ruszyłam do przedpokoju. Nie tylko Pierre potrafi zaskakiwać. Miałam zaprezentować nowe oblicze Pauli Kurek, więc jeśli nadarzała się ku temu okazja, nie było sensu jej marnować. Zadarłam głowę, na bose stopy wciągając Conversy. Musiałam uważać, by przypadkiem się nie schylać za bardzo. Szwy ciągnęły nieprzyjemnie, powodując przy tym falę przejmującego bólu. Naciągnęłam koszulkę trochę bardziej i teraz sięgała mi do połowy uda. Już miałam przekręcić zamek by wyjść, ale sylwetka Francuza mi to uniemożliwiła.
- Nie wygłupiaj się – warknął, wciskając mi do rąk ubrania. – Ubierz się, a na uczelnię cię podrzucę.
- Obejdzie się – prychnęłam.
            Doprowadzenie się do porządku zajęło mi nieco ponad czterdzieści minut. Po tym czasie pożegnałam się z Francuzem i szybkim krokiem ruszyłam do domu, w głowie układając odpowiednie słowa wytłumaczenia. Spodziewałam się, że Nela będzie rzucać we mnie czym tylko popadnie. Nie przypuszczałam natomiast, iż zadzwoni do mojego brata, który powitał mnie wściekłym, mrożącym krew w żyłach spojrzeniem.
- Jesteś idiotką – mruknął, wciągając mnie do środka. Nie przejął się głośnym syknięciem, które spowodowane było bólem w kolanie. – Twoja przyjaciółka odchodziła od zmysłów. Masz szczęście, że nie zadzwoniła do rodziców, ani na policję. Zadzwoniła do mnie cała roztrzęsiona.
- Bartek, weź się zamknij – warknęłam, odpychając brata od siebie. Ruszyłam w stronę mojego pokoju z zamiarem przygotowania się do egzaminu. Witczak był profesorem starej daty. Pojawienie się w codziennym ubiorze nie wchodziło w rachubę. Biała bluzka, czarna spódnica i buty na obcasie.
- Co się z tobą stało? – Zapytał brat, odwracając się w chwili, kiedy zmieniałam bluzkę. Przeglądając się w lustrze stwierdziłam, że lepiej będzie zmienić stanik, który nieznacznie ucierpiał podczas nocnych igraszek. – Paula, gdzie podziała się ta przemiła dziewczyna?
- Może postanowiła się zmienić?
            Pociągnęłam rzęsy czarnym tuszem, na usta nałożyłam bezbarwny błyszczyk. Dekolt spryskałam ulubionymi perfumami, które notabene dostałam od Bartka na dwudzieste pierwsze urodziny. Z szafy wyciągnęłam buty na dziesięciocentymetrowym obcasie. To nie było w moim stylu. Zdecydowanie lepiej czułam się w trampkach, luźnych jeansach oraz koszulach w kratę. Ale bycie poważną studentką na poważnej uczelni ponoć do czegoś zobowiązuje.
- Paula Kurek nigdy nie chciała się zmieniać – stwierdził Bartek, układając swoje wielkie dłonie na moich kościstych ramionach. Przyjrzałam się uważnie naszemu odbiciu w lustrze. On: dwumetrowy, dobrze zbudowany mężczyzna o brązowych włosach i błękitnych tęczówkach. Ja: drobna dziewczyna mierząca zaledwie sto sześćdziesiąt pięć centymetrów. Włosy oraz oczy pozostały te same. Różnic między nami było mniej więcej tyle samo co podobieństw.
- Muszę jechać na zaliczenie – mruknęłam, wyplątując się z braterskiego uścisku. – Możesz już sobie wracać do Bełchatowa, gdzie żyjesz długo i szczęśliwie.
- Paula ja…
- Wszystko rozumiem, Bartek. Wszystko.
            Zarzuciłam torebkę na ramię, wcześniej wyjmując z niej paczkę mentolowych slimów. O dziwo brat nie spojrzał na mnie krytycznie. Dobrze, że chociaż ten nowy szczegół w moim życiu zaakceptował. Sam przecież nie był chodzącym ideałem. Właściwie to powinien być ostatnią osobą na Ziemi, która powinna mnie pouczać oraz prawić morały.
            Po dwóch godzinach nieznośnego oczekiwania oraz niepewności mogłam odetchnąć z ulgą. Egzamin zaliczony na ocenę dostateczną. Może to nie szczyt marzeń, ale najważniejsze, że się udało. Już miałam zamiar wykręcić numer do Izy, kiedy na parkingu przed uczelnią dostrzegłam znajomy samochód. Jego właściciel opierał się niedbale o maskę, uśmiechając się przy tym nonszalancko.
- Co ty tu robisz?

7 komentarzy:

  1. Czyżby Pierre przyjechał po Paulę? :) Bartek martwi się o Paulę w końcu to jego siostra ale panna Kurek jest już dużą dziewczynką i wie co robi:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Na razie wszystko jest bardzo tajemnicze. Co tak źle wpłynęło na Paulę, że się zmieniła i o co chodzi w stosunkach z Bartkiem. No jakie plany ma Pierre!

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj Paula, Paula. Nie do końca rozumiem co się z nią dzieje? Zmienia się jak w kalejdoskopie, a ja przez to odnoszę wrażenie, ze ona się zagubiła. Może rozmowa z Bartkiem, a może z Izą lub z Pierrem coś by jej pomogła. Sama na pewno sobie ze wszystkim nie poradzi.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział. Obstawiam, że pod uczelnią czekał na nią Pierre, innej opcji nie ma. ; )
    Czekam na kolejny.
    Pozdrawiam. ; )

    OdpowiedzUsuń
  5. Pujol tak łatwo jak widać nie da zapomnieć Pauli o sobie. Spędzenie takie niezaplanowanej nocy wspólnie i poranna pobudka zawsze jest niezręczna, nawet jak wcześniej ktoś zna się "x" czasu. I tak obyło się bez większych scen czy histerii, raczej było zabawnie. Paula i Bartek rodzeństwo które zdecydowanie bardzo się od siebie różni i to nie chodzi i o odmienność fizyczną ,ale to jak się im w życiu wiedzieć i co il los dał. Bartek może mieć wszystko na skinienie, Paula uczy się żyć każdego dnia na nowo

    OdpowiedzUsuń
  6. Trafiłam tu zupełnie przypadkowo i bardzo cieszę się z tego powodu ;) Twoje opowiadanie jest świetne, trochę inne niż wszystkie inne i to jest właśnie fajne ;) A co do rozdziału tu myślę, że Pierre tak łatwo nie odpuści i będzie chciał utrzymać kontakt z Paulą;) Czekam na następny i zapraszam do mnie: http://mydlo--powidlo.blogspot.com/ Pozdrawiam :**

    OdpowiedzUsuń